Jak wspominam lekcje przedsiębiorczości jako uczeń i nauczyciel?

W szkole podstawowej i gimnazjum nie miałem zajęć związanych z ekonomią czy przedsiębiorczością, jak w przypadku większości młodych Polek i Polaków. Ministerstwo edukacji uważało (i wciąż jest tego zdania) że są ważniejsze przedmioty do nauczania. Rodzaje skał sprzed trzech milionów lat, zagadnienia związane z królem Mezopotamii czy rozmnażaniem patyczaków miały pierwszeństwo. Można by polemizować, no ale cóż. Nadzieja w szkole średniej.
Okres liceum
W liceum trafiłem do klasy managerskiej. Wówczas najbardziej przedsiębiorczej, jeśli chodzi o profil klasy z nazwy. Nie przypominam sobie żadnych zajęć pod kątem managerskim. Niestety na ciekawej nazwie profilu się skończyło (można w tym miejscu uznać marketing szkoły za skuteczny).
W II klasie liceum zapaliło się światełko w tunelu. Do obowiązkowego planu zajęć wszedł przedmiot, pod dumną nazwą „Podstawy przedsiębiorczości”. Pamiętam, że zajęcia prowadziła starsza pani po 60-tce. Wypełnialiśmy jakieś druki, formularze, pisaliśmy CV. Zajęcia długo nie trwały bo pani poszła na zwolnienie lekarskie i już nie wróciła.
W III klasie, oprócz podstaw przedsiębiorczości, promyk nadziei mógł dać przedmiot o nazwie „Zarys wiedzy o gospodarce”. Muszę przyznać, że kompletnie nie pamiętam tych zajęć, o ile w ogóle miały miejsce. Na podstawie świadectwa ukończenia liceum wiem jednak, że w klasie maturalnej takie zajęcia miałem. I byłem z nich bardzo dobry (patrz zdjęcie). Nie mogę powiedzieć tego samego o „Podstawach przedsiębiorczości”. Miałem ocenę „dostateczny”, czyli „tróję”. Niższej oceny nigdy nie miałem z żadnego innego przedmiotu. Dobrze że nie pamiętałem o tym gdy zakładałem własną działalność gospodarczą.

Trójkowicz nauczycielem?
Liceum ukończyłem w 2009 roku. W roku szkolnym 2017/2018 wróciłem do tej samej szkoły żeby poprowadzić właśnie lekcje przedsiębiorczości. Wszystko dzięki projektowi „Lekcje Ekonomii dla Młodzieży” Stowarzyszenia Koliber i Instytutu Misesa.
Chciałem doświadczyć jak to jest być w szkole po drugiej stronie barykady i sprawdzić się w roli belfra. Choć mocno wyszedłem ze swojej strefy komfortu, to wspominam ten epizod jako bardzo ciekawe doświadczenie. Kilkoro uczniów w każdej z klas było zaciekawionych ekonomią i wchodziło ze mną w interakcje. To i tak dobry wynik, bo większość młodzieży traktuje (za zgodą nauczycieli) te lekcje jako szansę do przepisania pracy domowej lub zdrzemnięcia się.

Zdziwił mnie brak zainteresowania uczniów tym co się dzieje w ich mieście i ich dotyczy. W tamtym okresie Gdańsk wprowadził bezpłatne bilety na komunikację dla uczniów. Miałem wrażenie, że większość z nich nigdy wcześniej o tym nie słyszała. A szkoda, bo to temat idealny do przerobienia podczas lekcji o ekonomii.
Poza nabyciem nowego doświadczenia, chciałem też dostać feedback od młodzieży co sądzą o prowadzeniu przeze mnie lekcji. Atrakcyjność lekcji ocenili na 4,36/5, a wiedzę prowadzącego na 4,62/5. Ponad połowa uczniów (dokładnie 57%) uznało, że dzięki moim lekcjom wzrosło ich zainteresowanie ekonomią. Mój ulubiony komentarz był jednak mało merytoryczny, a brzmiał „Nie mam uwag, jest Pan super” 🙂
Miło było też usłyszeć od jednego z uczniów „szkoda że to już koniec”. Polecam każdemu kto rozumie co nieco z ekonomii i biznesu by sprawdził się w roli nauczyciela przedsiębiorczości. Tym bardziej, że ZUS też prowadzi takie lekcje, ze swoją alternatywną wersją przedsiębiorczości.